Jest tak obrzydliwie słodkie, że Disney byłby w siódmym niebie, ale już bardziej wymagającemu widzowi zrobi się niedobrze. Na końcu wszyscy są szczęśliwi i ze sobą pogodzeni.
Która damulka przez cały czas odrzucałaby zaloty Paula Newmana (nawet z tak niejasną i ponurą przeszłością)? Niestety, ale Newman też zrobił błąd. Na końcu, gdy dama już lepi się do niego jak pszczoła do miodu, Paul powinien ją załatwić niczym Rhett z "Przeminęło z wiatrem". Tatuś z synkiem także w iście błyskawicznym tempie się zgodzą. Jedna, wspaniała i szczęśliwa rodzinka. Ok, ale może nie w 5 minut, co Panie reżyserze i scenarzysto?
Masz dużo racji, ale to właśnie w tym klasycznie hollywoodzkim filmie jest najpiękniejsze. Naprawdę.
Wiedziałam jak się ten film skończy po obejrzeniu pierwszych 10 minut, to było więcej niż oczywiste, a i tak byłam w stanie zaangażować się w fabułę.
A poza tym - jak happy end to na maksa.
:D
:)
Powiedziałbym nawet, że jest to bardzo, bardzo klasyczny hollywoodzki film. Dla jednych osób jest to plus, ale dla innych wręcz odwrotnie. Mnie to zakończenie jednak mocno razi, tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia z lekką komedią, lecz dramatem.
Właśnie, który film jest lepszy? Jeszcze nie oglądałam tego nowszego i nie wiem czego się po nim spodziewać, szczególnie, że oryginał bardzo mi się spodobał.
Ja stawiałem, że będzie musiał znów uciekać, ale potoczyło się bardziej nudnie.
Gdy zobaczyłem końcówkę, jak córka tatusia lepi się do Newmana
miałem ochotę zwymiotować od tak żałośnie mdłego lukru :) Żenua.
Spodziewałem się końcówki bez happy endu w stylu Wichrowe wzgórza, a dostałem żałosny lukier.
No błagam Cię...chcieliście brutalnego, życiowego zakończenia?
Czyli co, synalek zabija ojca paląc go żywcem, po czym wyrzuty sumienia skłoniłyby go do samobójstwa. Można tak przypuszczać bo kolo miał dość słabą psychikę. Już mamy dwa trupy. Do tego dochodzi śmierć Newmana, którego mieszkańcy powiesiliby za coś czego nie zrobił. P-I-Ę-K-N-I-E. Trzy kobity zostają bez swoich facetów. A Clara to już w ogóle, traci jednocześnie ojca, brata i potencjalnego męża. W akcie rozpaczy wraca do byłego narzeczonego który jej nie kocha i byłby z nią tylko z litości. Zresztą ona też go już nie kochała.
Po prostu cudownie. Takie byłoby "najpiękniejsze zakończenie";) No dajcie spokój.
A czemu tak szybko ładnie im na końcu poszło? Bo katharsis, panowie, oni doznali katharsis;)
dokładnie; orson jest genialny, w ogóle dobre stare amerykańskie kino i ten koniec nagle jak z bicza trzasnął, totalnie nieautentyczny, katharsis katharsisem, ale czuje się, ze to kwiatek do kożucha...